To druga tego roku wyprawa w polskie Tatry. Wczesnym rankiem bardzo liczną grupą, bo aż dwoma autobusami wyruszyliśmy w stronę Zakopanego. Mijając po drodze Wadowice, przez Zawoję i Przełęcz Krowiarki przed 9.00 rano dojechaliśmy na parking pod Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Zatrzymaliśmy się na chwilę, by wykorzystać kilka minut na wstąpienie do kościoła, kto oczywiście odczuwał takową potrzebę, w intencji naszej dzisiejszej eskapady. Po krótkim postoju mniejsza ekipa, do której się przyłączyłem została podrzucona na parking przy gajówce Mała Łąka w Kościelisku. Stąd bierze początek szlak na Giewont (1894m) i Kopę Kondracką oraz Małołączniak.
Pozostali, spod kościoła, odjechali na parking pod krokwią i stamtąd busami do Kuźnic. Była to druga i krótsza trasa dzisiejszej wycieczki. W luźnych grupach, każdy według własnych potrzeb i możliwości kondycyjnych, ruszyli oni w stronę Polany Kalatówki, a następnie pod schronisko PTTK na Hali Kondratowej, by tam w scenerii górskiej panoramy móc odpocząć i relaksować się na łonie tatrzańskiej przyrody. Spod kolejki linowej na Kasprowy Wierch ruszyli w stronę Kalatówek, gdzie mogli podziwiać wiosenny cud natury w postaci kwitnących krokusów. W tym rejonie naszych Tatr nie było wielkiego oblężenia turystów pragnących spotkania z fioletowo ubraną wiosną, rozkładającą krokusowe dywany na nasłonecznionych polanach, jak to rokrocznie ma miejsce w Dolinie Chochołowskiej, czy Kościeliskiej.
Z kolei moja niespełna 20 osobowa ekipa, spod Gronika (930m), rozpoczęła wędrówkę na szczyt Giewontu. Do pokonania mieliśmy trzy godzinną trasę. O 9 rano ruszyliśmy Doliną Małej Łąki, za oznaczeniami żółtym i niebieskim. Jest ona najmniejszą, walną doliną w polskich Tatrach. W pierwszej fazie podejścia towarzyszył nam Małołącki Potok. Idąc duktem wśród świerkowego lasu, po pół godzinie osiągnęliśmy rozwidlenie towarzyszących nam dotychczas szlaków. Żółty odbijający w lewo, prowadzi na Kondracką Przełęcz (1725m), a niebieski w stronę Czerwonych Wierchów na szczyt Małołączniaka (2096m). Po krótkim odpoczynku i dotarciu wszystkich uczestników ruszyliśmy dalej. Po kolejnym kwadransie stromego podejścia, dotarliśmy do górnej części Doliny Małej Łąki, czyli Wielkiej Polany, będącej pozostałością po dawnym jeziorze polodowcowym. Stąd też wywodzi się płaskie dno doliny. Tutaj robimy dłuższą przerwę, by móc posilić się i nacieszyć wzrok otaczającymi widokami. Płaska polana kontrastuje z dominującymi nad nią strzelistymi wzniesieniami okolicznych szczytów. Nasz cel na razie jest schowany za Siodłową Turnią. Na łące pojawiły się, jeszcze nie tak okazale, jak w bardziej nasłonecznionych miejscach, pierwsze krokusy. Kilka osób z naszej ekipy postanowiło zakończyć dalszą wędrówkę i wrócić do Zakopanego. Pozostali udali się dalej. Po minięciu płaskiej doliny weszliśmy w świerkowy las. Dalej zaczęła się właściwa, blisko 2 godzinna wspinaczka do góry, pod przełęcz. Śnieg był już miękki i nogi, co chwilę zapadały się w białej, zimowej okrywie. Idąc za kol Marcinem szło mi się łatwiej, wykorzystując jego ślady uformowane w śniegu na bardziej stromym podejściu. To był najtrudniejszy odcinek do pokonania, w drodze na Przełęcz Kondracką. Tutaj po kolejnym odpoczynku i dotarciu ostatnich dwóch osób z naszej grupy ruszyliśmy na Giewont. Tłoku tu nie było i po drodze spotkaliśmy nielicznych turystów. Na samym szczycie, na który weszliśmy kilka minut po południu zastaliśmy dwie czy trzy osoby. Można byłoby rzec, gdyby nie „Beskidek” to szczyt świeciłby pustkami. Jest tu bardzo mało miejsca i w innych okolicznościach trzeba zaraz schodzić w dół, by dać możliwość wejścia innym oczekującym. Mogliśmy pozostać dłużej, podziwiając zimową scenerię Tatr i okolic oraz utrwalać przepiękne widoki na kartach pamięci aparatów. Na szczyt Giewontu dotarło 14 osób z naszego koła.
Po pół godzinnej przerwie postanowiliśmy schodzić w dół. Z Kondrackiej Przełęczy wykierowaliśmy się w niebieskim szlakiem w stronę Doliny Kondratowej, pod schronisko PTTK na Polanie. Tutaj biwakowała już większość z naszej wycieczki, która dotarła od strony Kuźnic. Osobiście nie nacieszyłem się zbyt wiele dłuższą przerwą pod schroniskiem, gdyż gonił nas czas odjazdu autokaru odwożącego kęcką grupę. Pozostawiając niechętnie pełną słońca i otaczających krajobrazów Kondratową Polanę, szybkim marszem udałem się w stronę kolejnej polany na Kalatówkach, gdzie można było nacieszyć się widokiem krokusowego dywanu. W takim tempie o 1500 dotarliśmy na parking pod skoczniami, skąd jednym z odjeżdżających wcześniej autobusów powróciliśmy do domów. Szkoda tylko, że tak szybko musieliśmy stąd wyjechać.
Słodki Świstak