foto1
foto1
foto1
foto1
foto1

PTTK "Beskidek" Porąbka

rok założenia 1976

 

 

Jak co roku, w niedzielę poprzedzającą pierwszy dzień Wielkiej Nocy wyruszyliśmy w rejon Andrychowa na pobliski szczyt (do 2004r jako Jaworzyna), czyli na Groń Jana Pawła II (890m). Jest to jedyny szczyt górski w Polsce noszący imię wybitnego rodaka-papieża. Usytuowany jest we wschodniej części Beskidu Małego.

Tematowi Gronia i pobliskiego Leskowca poświęciłem jeden z moich reportaży zamieszczanych na naszej stronie.

Wyjazd z Porąbki zaplanowano na godz. 800 . W Kętach większą grupą dosiedliśmy się do głównej ekipy. Towarzyszył mi wnuk Sebastian, który nigdy jeszcze nie był w rejonie, do którego zmierzaliśmy. Z racji tego, że nie jest zaprawionym turystą górskim, wybraliśmy obaj krótszą trasę podejścia - czarnym szlakiem z Rzyk Jagódek. Najbardziej wytrawni wędrowcy zostali podwiezieni do Rzyk Praciaków i spod ośrodka turystyczno-narciarskiego Czarny Groń wyruszyli dłuższą percią. Do pokonania mieli ok. 2 godz. drogę przejścia żółtym szlakiem, a później czerwonym wiodącym na szczyt Leskowca.

Pozostała grupa została podwieziona do Rzyk Jagódek. Około godz. 9oo rano wysiedliśmy na ostatnim przystanku w osadzie Mydlarze. Od niedawna został on umiejscowiony w bezpośrednim sąsiedztwie starej kuźni, przy której w drodze na szczyt Leskowca miał zwyczaj odpoczywać Karol Wojtyła.

Początkowa trasa wiodła ubitą lokalną drogą wzdłuż potoku Rzyczanka, by po chwili skręcając w lewo wprowadzić nas w leśną, stromą ścieżkę prowadzącą do góry wśród buków i sosen. Jest to najkrótsza trasa na Groń. Szacowany czas podejścia do sanktuarium zakłada ok. godzinną, pieszą wędrówkę. Pogoda jak na ostatnią niedzielę marca była dosyć dobra. Świeciło nawet słońce umilając nam podejście. Na dole nie było już śniegu, a my powoli wspinaliśmy się po osuszonej przez wiosenny wiatr dróżce. Nie śpieszyliśmy się zbytnio, gdyż mieliśmy sporo czasu, by zdążyć na odprawianą rokrocznie w południe mszę św. połączoną z obchodami Niedzieli Palmowej.

Pierwszy odpoczynek zrobiliśmy na rozwidleniu naszego szlaku z „serduszkowym”, będącym alternatywą podejścia do sanktuarium. Postanowiliśmy iść dalej czarnym, chociaż bardziej wyczerpującym fizycznie to jednak lepszym do pokonania ze względu na suchszą trasę. Żółwim tempem, po 1,5 godzinnym podejściu dotarliśmy pod bramę sanktuarium. Od strony północnej szczytu leżały jeszcze spore płachty mokrego śniegu. Następnie zeszliśmy pod teren schroniska PTTK Pod Leskowcem. Panował tu już spory ruch. W samo południe wzięliśmy udział w uroczystościach religijnych pod kaplicą.

Po ich zakończeniu wszyscy udaliśmy się pod schronisko, celem nabrania sił oraz zjedzenia posiłku i rozkoszowania się otaczającą nas przyrodą. Do czasu odjazdu ustalonego na 1600 pozostało nam biesiadowanie przy stołach ustawionych na świeżym powietrzu. Jak większości głodnych turystów, którym apetyty wówczas dopisują poszedłem i ja wraz z wnukiem do środka, by zjeść coś ciepłego. Niestety trzeba było to odkupić staniem w sporej kolejce, gdyż zgłodniałych pod bufetem nie brakowało.

Jako, że tego dnia nie byliśmy jeszcze na pobliskim szczycie Leskowca, postanowiliśmy obaj podejść tam na chwilę. Chciałem pokazać mu panoramę rozciągającą się z tego miejsca. Widoczność była jednak bardzo słaba, a i pogoda nie zachęcała już do dłuższego pozostania na polanie.

Grupa, która szła z Praciaków miała po drodze ten szczyt i tu odpoczywali przed dotarciem pod Groń.

Przed 1500 zaczęła psuć się pogoda i zdecydowano o wcześniejszym powrocie, na który wszyscy wyrazili zgodę. Szybkim marszem, schodząc tą samą ścieżką, całą grupą dotarliśmy do autobusu. Po chwilowej niedyspozycji technicznej pojazdu, z którą na szczęście nasz kierowca się uporał, wyruszyliśmy w drogę powrotną. Dobiegał końca kolejny, udany wyjazd naszego koła!

Słodki Świstak